Opinie pacjentów

Od marca stwierdziłam, że przyszedł czas, aby coś zmienić w swoim wyglądzie i odżywianiu. Postanowiłam skorzystać z porad Pana Arka, co było najlepszą decyzją. Dzięki indywidualnemu podejściu, super diecie która jest smaczna i prosta, osiągnęłam założony cel. Polecam wszystkim Pana Arka i skorzystanie z rad i fachowej pomocy Dobrego Dietetyka.

Marta

Jestem teraz nową, udoskonaloną wersją samej siebie!

  • Monika (36l.), Kraków
  • Minus 43 kg
  • Kobieta
  • 20 stycznia, 2020

Karolina wspierała mnie na każdym etapie mojego odchudzania. Udzielała rad, podpowiadała co z czym zamieniać, co łączyć a co wyeliminować.

Z dodatkowymi kilogramami usiłowałam walczyć od odkąd weszłam w etap dojrzewania. Pochodzę z rodziny mającej skłonność do nadwagi, „takie geny”, ale w rodzinie od zawsze celebrowało się długie spotkania przy suto zastawionym stole. Mówi się, że osoby pulchne są wesołe, budzą sympatię i łatwiej się je lubi. W sklepach sieciowych są ubrania do rozmiaru 46. Choć zewsząd słychać głosy sprzeciwu nad kultem wychudzonych kobiecych sylwetek i kościstego kanonu urody, to społeczna presja jest tak wielka, że w praktyce każda z nas chce być szczupła i zadbana. Przez lata moje odchudzanie było oparte na uporczywych, wykańczających głodówkach, nagłych i krótkotrwałych skokach w uprawianiu sportu, połykaniu niebezpiecznych farmaceutyków mających za zadanie wpłynąć na ośrodkowy układ nerwowy i zahamować uczucie głodu, a wreszcie na napadach bulimicznych. W rezultacie kilogramy skakały jak szalone, w górę i w dół. Wychodząc za mąż w wieku 25 lat ważyłam 70 kg, a zachodząc w ciążę w wieku 29 lat mimo uporczywych prób utrzymania sylwetki- 88 kg. Po urodzeniu dziecka była już równia pochyła. Tłumacząc się małą ilością czasu spędzałam go przed telewizorem, podjadając, realizowałam się kulinarnie i dbałam o rodzinę, zupełnie tracąc kontrolę nad swoim wyglądem. Ubrań w sklepach brakowało, deficyt w wielkich rozmiarach ubrań powodował ich niewspółmierną cenę i nic, ani awangardowa fryzura, ani piękny makijaż, ani nawet sukienka za kilkaset złotych nie były w stanie zrobić ze mnie zadbanej kobiety. Nie miałam sił na zabawę z dzieckiem, męczyłam się szybko, odczuwałam bóle kręgosłupa i kolan, niebezpiecznie pogorszyły się wyniki badań laboratoryjnych - zbyt wysoki poziom cukru i cholesterolu. W listopadzie 2011 roku nastąpił przełom. Zobaczyłam się na jakimś grupowym zdjęciu i dostrzegłam jak naprawdę wyglądam z moimi szczupłymi koleżankami z firmy. Stanęłam na wadze i przeżyłam szok. 112 kg.

W pewnym momencie, powiedziałam dość

Pomyślałam, że zabrnęłam już tak daleko, że to jest ostatni dzwonek na to, by przedsięwziąć jakiekolwiek kroki by zatrzymać proces tycia. Właśnie… byłam już tak załamana, że chciałam po prostu przestać regularnie tyć, nie marzyłam już nawet o schudnięciu. Straciłam wiarę że mogę, że potrafię. Trafiłam do Poradni Dobry Dietetyk w Krakowie do  Karoliny Kozeli. Pełna sprzecznych myśli,  totalnie bez wiary w swoje możliwości, załamana i chyba był to już ostatni desperacki krok z mojej strony. Tyle nieudanych diet, tyle prób, działań, wszystko zawiodło.

Pierwsze spotkanie

Na pierwszym spotkaniu Karolina opowiedziała mi o tym, w jaki sposób pomaga ludziom zmienić, zrewolucjonizować całe życie. Pokrótce przedstawiła zasady, bardzo proste, oparte na nabraniu zdrowych nawyków żywieniowych, bez stosowaniu dodatkowych suplementów  i zwiększeniu aktywności fizycznej. Choć nie byłam na początku pewna czy dam radę, przekonała mnie, że warto spróbować. Potwierdziła, że nie ma na co czekać, każdy dzień zwłoki odwodzi mnie od dnia osiągnięcia sukcesu. Sukcesem tym miało być nie tylko zyskanie nowej sylwetki, ale i poprawa samopoczucia i przede wszystkim stanu zdrowia. Pytała o to jak żyję, czym zajmuję się na co dzień, prosiła o przedstawienie przykładowych trzech dni w tygodniu- co jadam, jaką aktywność fizyczną wykonuję. Notowała wszystko godzina po godzinie. Interesowały ją moje preferencje, co lubię jadać, jakie mam możliwości w ciągu dnia by zjeść ciepły posiłek. Natychmiast poczułam, że znamy się od lat. Nie przemawiała jak mentor, energia z niej tryskała i natychmiast mi się udzieliła. Zaraziła mnie pewnością, że dam radę! Że potrafię. Że to tak naprawdę nic trudnego. Trzeba tylko chcieć i wiedzieć jak. A ona jest od tego by powiedzieć mi właśnie jak…

Moje początki z przygotowanym jadłospisem

Po tygodniu dostałam swoja pierwszą dwutygodniową dietę. Wtedy tak na to mówiłam „Dieta. Jestem na diecie”. Zaopatrzyłam się w zestaw plastikowych pojemników różnej wielkości. Otrzymałam kompletny opis zestawu pięciu posiłków w stałych porach dnia. Dziennie w całości było to ok. 1700 kcal. Dodatkowo miałam dietę wzbogacić dowolną aktywnością fizyczną co najmniej trzy razy w tygodniu. Karolina przekonała mnie, że uprawianie sportu jest inwestycją w samą siebie, w swoje zdrowie, nie mogę sama się oszukiwać, że nie mam czasu, jestem zbyt zmęczona, nie chce mi się. Pierwszy celem było - przestać tyć, i osiągnąć wagę 95 kg. Marzyłam o takiej wadze! Zaproponowane prze Karolinę posiłki były naprawdę sycące. Urozmaicone, kolorowe, zdrowe, zbilansowane. Początkowo napotkałam istotne problemy związane z przyjmowaniem dużych ilości błonnika, z którym mój organizm sobie nie radził. Przez lata nie jadałam zupełnie otrębów i nie byłam do nich przyzwyczajona. Podobnie- z dużą ilością surowych warzyw. Cierpiałam na bóle jelit, wzdęcia i ogromny nadmiar gazów. Jako osoba aktywna zawodowo każdego dnia przeżywałam katusze z powodu kolek i niedopinających się spodni . Z czasem ból brzucha ustąpił, a zjedzenie porcji owsianki z otrębami było dużą przyjemnością. Trudno było znaleźć codziennie czas na przygotowanie pięciu różnych posiłków. Mimo ściśle ustalonego planu, należało zadbać o odpowiednie zaopatrzenie. Do pracy udawałam się z torbą pełną pojemników z jedzeniem. Ilościowo jedzenia było dużo więcej niż wcześniej, ale jakościowo nieporównywalnie mniej kalorycznie.

Pokochałam aktywność fizyczną

Ciężko było pokonać lenistwo i zamienić posiadówki przez tv z przekąskami na aktywność w klubie fitness. Kiedy pierwszy raz przyszłam na siłownię na samym początku terapii, postanowiłam zacząć od bieżni. Podeszłam do instruktora i zapytałam wprost - jaki jest udźwig? Dzisiaj się z tego śmieję. Kiedy inni biegli lekko przez długi czas, ja spacerowałam i bardzo szybko łapała mnie kolka z dwóch stron. Nie zniechęcałam się jednak i kontynuowałam wysiłek. Z czasem zwiększałam wydolność fizyczną i teraz biegam 7-8 km, co daje mi niesamowitą satysfakcję. Zajęcia spinning pozwalały spalić nadmiar kalorii i przy tym były muzyczną terapią. Ćwiczenia fitness wzmacniały mięśnie. Dodatkowo samodzielnie w domu przed lustrem ćwiczę, wzmacniam mięśnie. Dzięki systematycznej aktywności fizycznej, przy tak dużym spadku kilogramów moja skóra jest jędrna, nie obwisła, nie ma cellulitu.  Wszystkie te zajęcia powodują uwalnianie niesamowitej energii i przypływy hormonów szczęścia.

Wielkie zmiany

Z czasem nauczyłam się aktywnie wypoczywać. Cenić czas. Umieć wygospodarować go dla siebie. Mimo pracy zawodowej, rodziny, małego dziecka, mieszkaniu za miastem i braku samochodu znaleźć siły by sprostać wszystkiemu. Okazało się że można. Tylko to wymaga sprawnej organizacji i wsparcia osób bliskich.  Cały proces chudnięcia następował powoli i stopniowo. Czas płynął a ja robiłam swoje. Kilogramy najpierw leciały jak szalone. W pierwszy miesiąc minus 9 kg, potem tempo nieco spadło, ale systematycznie traciłam na wadze. Z perspektywy czasu wcale nie postrzegam tego procesu jako katorżniczego wysiłku. Karolina wspierała mnie na każdym etapie mojego odchudzania. Udzielała rad, podpowiadała co z czym zamieniać, co łączyć a co wyeliminować. Jeszcze dwukrotnie rozpisywała dla mnie zestawy posiłków, za każdym razem mając na uwadze moje osobiste preferencje żywieniowe. To jej wielkie zaangażowanie i cierpliwość, empatia i twórcze uwagi były ogromnym motywatorem do działań. Z czasem przestałam czuć, że jestem na diecie. To po prostu stało się moim normalnym stylem życia. Terapia nauczyła od podstaw jak komponować posiłki jakościowo i ilościowo. Pokazała, że wzajemna korelacja diety i aktywności ruchowej oznacza stuprocentowy sukces. Można zdrowo, naturalnie, bez wspomagaczy i farmaceutyków. Ustalenie właściwego planu żywieniowego, składającego się ze smacznych dań, urozmaiconych, z łatwo dostępnych produktów, niedrogich sprawia, że wcale nie odczuwa się głodu. Z czasem pokonuje się pierwsze trudności, wchodzi się w pewien rytm, organizm przyzwyczaja się do stałych pór jedzenia. Stając na wadze systematycznie notowałam progres. Każdy utracony kilogram uskrzydlał, motywował. Zdecydowanie polepszyły się wyniki laboratoryjne. Podwyższone wcześniej cukier i cholesterol wynoszą aktualnie wartości „książkowe”. W wakacje 2012 nie wstydziłam się założyć dwuczęściowego stroju na plaży ważąc 85 kg. Czułam się świetnie, choć wiedziałam że mogę więcej.

Dobra motywacja to podstawa

Najbardziej motywuje stopniowa utrata kilogramów. Satysfakcję sprawia reakcja innych, podziw w oczach bliskich. Poprawa swojego wyglądu na bardziej estetyczny, kobiecy to nie wszystko. Teraz mój organizm może więcej. To co kiedyś stanowiło trudności i było wysiłkiem, teraz jest przyjemnością. Wykonywanie codziennych czynności bez wysiłku, lekko. Wyniki badań unormowane. Nie choruję, nie zapadam na okresowe infekcje. Wzrosła samoakceptacja, pewność siebie, pozwalająca na odnoszenie sukcesów w wielu dziedzinach. Świadomość ogromnego sukcesu jest budująca. Mam siłę i energię do zabawy z dzieckiem. Nie marnuję czasu na bezproduktywne siedzenie przed telewizorem. Nie wstydzę się wyjść na rolki, pójść na basen, pojechać na narty. Teraz naprawdę żyję. Czerpię z każdego dnia pełnymi rękami. I jestem zupełnie inną osobą. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie. Mam 36 lat. 175 cm wzrostu. I ważę 69 kg. Minus 43 kg. Jestem teraz innym człowiekiem. Nową, udoskonaloną wersję samej siebie!!!

Wypowiedź dietetyka prowadzącego

Pani Karolina Kozela z Poradni Dobry Dietetyk w Krakowie.

Monika była moją pierwszą tak "ciężką" pacjentką. Nie mam na myśli kilogramów, ale pewność siebie. Od pierwszej wizyty sprawiała wrażenie osoby która przecież "wszystko wie" i "wszystko przerabiała". Początkowe negatywne podejście lada chwila zmieniło się w optymizm i sukcesywną realizację wyznaczonych celów. Oczywiście nie obyło się bez zawahań, rozczarowań i chwil spadku motywacji. To spotyka niemalże każdego ale Dobry Dietetyk jest właśnie po to by pomóc! Po roku mogę śmiało powiedzieć że 90% sukcesu należy do Moniki. Jej początkowe nastawienie nie było bowiem niczym innym jak maską ukrywającą prawdziwą Monię - chcącą zmienić swoje życie o 180 stopni! Monika to osoba, która wie czego chce. Rezolutna i silna. Wyznacza sobie cel po to by go osiągnąć! Gratuluję!

Dietetyk prowadzący

Karolina Kozela-Paszek

609 476 846